niedziela, 24 lipca 2011

Ślubuję ci ...

o. Jacek Salij OP

Zacznijmy od pytania: Co to znaczy, że panna młoda jest podczas ślubu w białej sukni. Na ogół sądzimy – zresztą nie bez racji – że kryje się za tym pragnienie Kościoła, ażeby do ślubu przystępowali młodzi w czystości. Jednak znaczenie białej sukni panny młodej jest o wiele głębsze: Panna młoda jest żywym proroctwem, symbolizuje w tym dniu całą ludzkość – taką, jaką sobie wymarzył Pan nasz Jezus Chrystus.
Przypomnę podstawowe teksty biblijne, z których bierze początek tradycja białej sukni panny młodej. Mężowie miłujcie swoje żony – ten fragment Listu do Efezjan często jest czytany podczas liturgii ślubnej – bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby samemu sobie przedstawić  Kościół jako chwalebny, nie mający skazy  czy  zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany ( Ef 5,25-27). Panna młoda symbolizuje więc ludzkość wymarzoną przez Chrystusa – nie mającą skazy  czy  zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz świętą i nieskalaną – ludzkość, jaką stanowić będziemy w życiu wiecznym.
To Chrystusowe marzenie w Nowym Testamencie pojawia się wręcz często. Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa – napisze niemal na samym początku Listu do Efezjan Apostoł Paweł. – W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani (Ef 1,3n).  Starajcie się – powie znów Apostoł Piotr – aby On was zastał bez plamy i skazy -  w pokoju” ( 2P 3,14). Otóż marzenia Chrystusa Pana niewątpliwie się spełnią. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości.

Co nam daje ślub kościelny? Dlaczego przyjęcie sakramentu jest bardzo ważne?

Odpowiadając na to pytanie, lubię przywoływać przykład pałacu w Wilanowie, któremu 50 lat temu założono porządne fundamenty. Okazało się bowiem, że stoi on poniekąd na słowo honoru: założono fundamenty pod dworek szlachecki, a zbudowano pałac, i niemal cud to był, że pałac się nie zawalił. Rzecz jasna, po założeniu fundamentów pałac właściwie się nie zmienił. A przecież zmienił się gruntownie: uzyskał trwałość.
Właśnie coś takiego daje małżonkom ślub kościelny. Wasz związek – mocą sakramentu małżeństwa – ma szansę wytrwania naprawdę aż do śmierci, a nawet więcej (i tego już żadna ludzka moc nie może zapewnić) – zdolność przekraczania śmierci. Oczywiście, małżeństwa po ślubie kościelnym też się rozpadają. Ale teraz mówimy przecież o takich małżeństwach, które starają się nie marnować łaski sakramentu małżeństwa.
Druga odpowiedź na pytanie, co nam daje ślub kościelny, jest głębsza. Przypatrzmy się cudowi przemiany wody w wino, jakieggo Pan Jezus dokonał w Kanie Galilejskiej. Otóż dokładnie tego samego Chrystus Pan chce dokonywać ze swoimi wyznawcami, z tymi, którzy swoje życie małżeńskie i rodzinne na Nim opierają. Krótko mówiąc: do nas należy nalewać wody do stągwi. Oby jej było jak najwięcej, oby była czysta. Pan Jezus tę wodę będzie przemieniał w wino – w wino mające moc upajania się Duchem Świętym. W Chrystusie, dzięki sakramentowi małżeństwa, życie małżeńskie i rodzinne nabiera zupełnie nowego sensu, nowego wymiaru.
Warto nieustannie przypominać sobie i innym, że słowo “Chrystus” (Namaszczony, Pomazaniec) w odniesieniu do Pana Jezusa wyraża, że przyszedł On do nas “namaszczony Duchem Świętym” (Łk 4,18; Dz 38), tzn. przepełniony tym samym Duchu Świętym, w którym jako Syn Boży jest zjednoczony w wieczności ze swoim Przedwiecznym Ojcem. To niezwykła prawda o Duchu Świętym, że jest On osobową Miłością Ojca i Syna, innymi słowy, Ojciec kocha Syna Boską Osobą Ducha Świętego i tym samym Duchem Świętym jest przez Syna kochany.
Nie wiemy, którzy spośród was miłują się najwięcej. Na pewno jest tu taka para, która miłuje się najwięcej ze wszystkich małżeństw, które tutaj są obecne. Pomyślmy o tej właśnie parze, gdzie mąż szczególnie głęboko kocha swoją żonę, a żona tak samo kocha męża. Jednak miłość męża i miłość żony są różne. One się jednoczą, stykają, budują, ale we mnie jest moja miłość, a w tobie twoja. Miłość, która jest w nas stanowi tylko postawę osobową. W Bogu, Ojciec i Syn miłują się równą sobie Boską Osobą Ducha Świętego. Miłują się jedną i tą samą Miłością.
Teraz zwróć uwagę na fakt, że podczas waszego ślubu miało miejsce coś tajemniczego, coś co było rzeczywistym naśladowaniem samego Stwórcy. Mianowicie, jak czytamy w Księdze Rodzaju, świat został stworzony Słowem Bożym: “I rzekł Bóg: Niech się stanie światłość” (Rdz 1,3). W Nowym Testamencie wyjaśniono nam, że Słowo Boże nie jest podobne do słowa ludzkiego. Słowem jest sam Syn Boży, Jednorodzony, równy Ojcu (J 1,1-3). Coś podobnego stało się także przez słowo męża i przez słowo żony. Słowo stwórcze zostało wypowiedziane, kiedy kapłan zapytał was, czy chcecie dobrowolnie i bez przymusu zawrzeć związek małżeński. Gdy otrzymał pozytywną odpowiedź, w której wyraziliście gotowość wzajemnego oddania się sobie wzajemnie w darze - “ja będę twoim mężem, ja będę twoją żoną” - zostaliście uzdolnieni do wypowiedzenia sakramentalnego, stwórczego słowa, które sprawiło, że naprawdę staliście się mężem i żoną. Co to znaczy? Znaczy to, że ty jesteś mężem tej oto kobiety, że ty jesteś żoną tego oto mężczyzny. To nie jest tak, że umówiliście się, że będziecie mężem i żoną. Wy nimi autentycznie zostaliście.
Spróbujmy się teraz przypatrzeć waszemu ślubowaniu małżeńskiemu. “ Ja Władysław biorę sobie ciebie, Barbaro, za żonę  i ślubuję ci miłość.....”. Właśnie to są te słowa stwórcze. Pan Jezus nakazuje nam miłość do wszystkich ludzi, nawet do nieprzyjaciół. Obowiązuje mnie przykazanie miłości bliźniego także wobec małżonka czy małżonki. Ślubuję ci miłość – te słowa przysięgi znaczą bez porównania wiecej niż to, co wyraża przykazanie miłości bliźniego. Oznaczają, że twoje dobro będzie przedmiotem mojej najwyższej troski, że daję ci siebie całego (całą) i przyjmuję całą  (całego) ciebie. Mówimy, że kobieta oddaje się mężczyźnie, czy, że mężczyzna oddaje się kobiecie. To oddanie się sobie wzajemne oznacza, że naprawdę się całego siebie oddaje. Ślubowanie miłości małżeńskiej ma w sobie wymiar oddania całoosobowego i całożyciowego.
Wiem, że z ambony łatwo mówić, ale to co teraz powiem jest po prostu niezwykle ważne. Jeśli ty jesteś “wiedźma”, bo niestety jesteś, to starajmy się oboje, żebyś się stała taką moją ukochaną wiedźmą. A jeżeli ja jestem “gałgan”, a niestety jestem, to starajmy się o to, żebym się stał właśnie takim twoim ukochanym gałganem. Wiem, że to nie są łatwe formuły. Jeżeli jednak zaczniemy je próbować przekładać na język postaw, na język praktycznych zachowań, to okaże się, że na tym  właśnie polega wywiązywanie się z przysięgi małżeńskiej. I nawet, kto wie, może się okazać, że ta moja kochana wiedźma, jak jej okazywać naprawdę dużo miłości, to nie jest wcale żadną wiedźmą. Jakby się w niej coś odczarowało. Wówczas maski wiedźmy, czy maski gałgana spadają, i ukazuje się wspaniała, chciałoby się powiedzieć, księżniczka i wspaniały książę.
Ufam, że nie czujecie tu demagogii. Nie chodzi mi o to, aby to co mówię podobało się wam, ale aby wam uświadomić, że  człowiek jest naprawdę stworzony na obraz Boży. A z tego wynika, że istnieją w was tajemnicze zdolności stwórcze. Miłość Boża sprawia, że jesteście, że istniejecie, że jest w was dobro i zdolnośc do poznawania prawdy. Jeżeli wasza miłość będzie prawdziwa, będzie posiadała moce stwórcze. Ślubowanie miłości małżeńskiej jest zobowiązaniem się do miłości jedynej w swoim rodzaju, naprawdę całoosobowej.
Nigdy dość podkreślania, że ja, który (która) tobie ślubuję miłość, i ty, która (który) mnie ślubujesz miłość, jesteśmy tylko ułomnymi ludźmi. Ponadto, jesteśmy ludźmi z określonym temperamentem, lepszym lub gorszym zdrowiem, z takimi albo innymi zdolnościami i możliwościami, pochodzącymi z określonych rodzin, itd. Otóż ślubują sobie nie dwie idealne i ponadczasowe osoby, ale dwie osoby konkretne i różnorodnie uwarunkowane. Np. ślubuję  miłość tobie, który (która) masz zobowiązania wobec własnych rodziców.
W tym miejscu warto dwa słowa powiedzieć na temat stosunku do teściowej. Kiedy przygotowywałem się do tej konferencji, w wyszukiwarce komputera na temat teściowej znalazłem niemal wyłącznie głupie dowcipy. Moim zdaniem, świadczy to o tym, że teściowa z tych dowcipów jest postacią symboliczną, i że dowcipy te nie dotyczą mojej czy twojej teściowej prawdziwej. Podobnie jak symboliczną postacią jest macocha z bajek dla dzieci. Psychologowie interpretują postać macochy z bajek dla dzieci, że w ten sposób dokonuje się pozytywne odbieranie matce jej złego cienia. Bo przecież nie ma matek idealnych. Jedna tylko Maryja jest Matką idealną. Każda matka nosi w sobie cień macochy. Kiedy dziecko słucha bajki o złej macosze, z ulgą i szczęściem podsumowuje: “Jak to dobrze, że ja nie mam macochy, że mam moją kochaną mamusię!”
Myślę, że głupie dowcipy o teściowej próbują uruchomić podobny mechanizm, jednak ze znacznie gorszym skutkiem. Tak jak u dzieci usuwamy zły cień matki za pomocą bajek o złej macosze, tak my, ludzie dorośli, lubimy załatwiać sprawę ze złym cieniem naszej matki rodzonej za pomocą głupich dowcipów o teściowej. Rzecz w tym, że jest to zdejmowanie złego cienia zimnej matki z obrazu naszej matki własnej za pomocą kierowania oskarżeń pod adresem żywej osoby, która w dodatku jest rodzoną matką mojego własnego męża lub żony.
Co więcej, łatwo uruchomić w ten sposób następny zły mechanizm, mianowicie samospełniającego się proroctwa. Skoro bowiem z góry “wiemy”, że teściowa to kobieta zimna i okropna, to w pierwszym odruchu, oczywiście, człowiek boi się teściowej i tylko liczy na to, że jakoś tam będzie. Od razu nakłada maskę lęku, a także maskę wyszukanej grzeczności. Wszystko staje się sztuczne, a tam, gdzie jest sztuczność, trudno jest się polubić. I  rzeczywiście, teściowa robi się taka właśnie mało sympatyczna, trudna do polubienia.
Dlaczego o tym mówię? Bo słowa “ślubuję ci miłość” oznaczają, że ślubuję ci także miłość wobec twoich rodziców. Rzecz jasna, z zachowaniem hierarchii wartości, rozróżniając rzeczy ważne od mniej ważnych, ale jednak ślubuję ci miłość m.in. jako córce (synowi) twoich rodziców.
Słowa “ślubuję ci miłość” domagają się ponadto umieszczenia w swoim sercu pytania, kim jestem ja, który ciebie kocham, który chcę ciebie kochać. Istotnym wymiarem miłości małżeńskiej jest więc praca nad sobą. Chodzi o to, aby ten dar, który ja staram się składać z samego siebie mojej żonie, mojemu mężowi, był jak najmniej naznaczony wadami, żeby było w nim jak najmniej ułomności. A przede wszystkim: Nie jest rzeczą obojętną dla waszej miłości małżeńskiej, to, czy żyjecie w łasce uświęcającej. Miłość małżeńska i rodzicielska, dopiero jeżeli jest naprawdę zanurzona w miłości Bożej, ma szansę na to, by być miłością autentyczną.
“Ślubuję ci wierność”. Trzy pytania, które zadawane są przed ślubem, mają swój odpowiednik w przysiędze małżeńskiej. “Czy chcecie dobrowolnie zawrzeć związek małżeński” - jest to jakby pytanie o to “czy jesteście gotowi ślubować sobie miłość”. “Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i w chorobie, w doli i niedoli” - to jest pytanie o to, czy jesteście gotowi wytrwać w wierności małżeńskiej. “Czy chcecie przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy” – jest to pytanie o uczciwość małżeńską.
W dzisiejszych czasach szalejącej rozpusty trzeba bardziej niż kiedykolwiek przestrzegać przed grzechem zdrady małżeńskiej – ufam jednak, że wśród was ten grzech nigdy się nie zdarza. Natomiast bardzo bym zwracał uwagę na to, żeby jak tylko się da, unikać długiej rozłąki małżeńskiej. Bądźmy na to wrażliwi, przekonujmy znajomych, nawet tych przygodnych, żeby nie fundowali sobie długiej rozłąki małżeńskiej, nawet gdyby za tę cenę można było istotnie polepszyć ekonomiczny status rodziny. Już bardzo wiele dobrych małżeństw uległo rozpadowi wskutek zlekceważenia tej przestrogi.
Powiedzmy jeszcze kilka zdań na temat sytuacji, która lubi zdarzać się małżonkom w średnim okresie życia – sytuacji, że zakochałem się, zakochałam się w kimś trzecim. Wielokrotnie przychodzili do mnie ludzie z takim problemem, zazwyczaj pełni niepokoju, z pytaniem – co robić, bo to zakochanie jest większe ode mnie. Otóż moja pierwsza rada, gdyby coś takiego tobie się zdarzyło: nie należy wpadać w panikę. Nie trzeba na siłę wyrzucać z siebie to uczucie zakochania się, bo im więcej będziesz się starał je z siebie wyrzucić, tym natarczywiej będzie cię ono trapiło. Stąd druga rada: Skoro te uczucia zakochania w kimś trzecim cię ogarniają, wydają ci się większe od ciebie, staraj się zachować spokojną wewnętrzną wiedzę, że ty ich nie chcesz, że to nie są twoje uczucia. Traktuj je mniej więcej tak, jak traktujemy komary: wolno ci komara pacnąć, ale zazwyczaj niewiele to pomaga, toteż należy je cierpliwie znosić. Na szczęście nie cała ziemia jest zakomarzona, również ten stan zakochania na pewno minie. Rada trzecia: zakochanie w kimś trzecim, choćby było nie wiem jak wzniosłe, to jest złe uczucie, to jest zły ogień, dlatego nie podkładaj drewienek pod ten ogień. To znaczy: żadnych kontaktów, żadnego telefonu, żadnego SMSa, żadnej kartki. Nie zważaj na względy grzecznościowe, wolno ci być niegrzecznym. Sam zaś fakt, że taki problem się pojawił, świadczy o tym, że muszę odnowić moją miłość do współmałżonka. Jest to sygnałem, że coś w moim małżeństwie trzeba naprawić.
“Ślubuję ci wierność”. Teraz powiem coś specjalnie dla tych małżonków, którzy naprawdę i rzetelnie wierność aż do dnia dzisiejszego zachowali. Jest coś tajemniczego w człowieku, że w wierności może się on pogłębiać. Zaczyna się to od tego, że jesteśmy sobie naprawdę wierni, nawet w sytuacjach pewnych pokus, które udaje nam się skutecznie przezwyciężać. Jeżeli będziecie trwali w tej postawie, przyjdzie taki moment, że staniecie się wewnętrznie niezdolni do niewierności. Serdecznie życzę tego wam wszystkim.
Jednak być może są wśród nas również tacy, którym niestety zdarzyło się popełnić grzech niewierności. Co wtedy? Po prostu trzeba się nawrócić, wyznać Bogu swój grzech, uzyskać przebaczenie i naprawdę już nigdy do tego grzechu nie wracać. Jeżeli współmałżonek wie o tej niewierności, to w perspektywie wolno liczyć na to, że rana się kiedyś zagoi, a kto wie, może po latach, mocą miłosierdzia Bożego, okaże się jakąś wielką szansą. Wszechmoc Boża i Jego miłosierdzie na tym bowiem polegają, że nawet z grzechu Pan Bóg, po naszym nawróceniu, potrafi wyprowadzić dobro. Jeżeli współmałżonek o tej zdradzie nie wie, to chyba lepiej mu nic nie mówić, ale naprawdę już nigdy więcej ten grzech zdarzyć się nie może.
Trzeci element przysięgi małżeńskiej: ślubuję ci, obok miłości i wierności, uczciwość małżeńską. Co to jest takiego ta uczciwość małżeńska? Odpowiedź znajduje się w trzecim pytaniu, na które odpowiadają nowożeńcy. “Czy chcesz przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?” Trzeba było dziesiątków lat społecznego grzechu aborcji, abyśmy zauważyli coś, co psychologia nazywa syndromem ocaleńców. Społeczeństwo, które, choćby wyjątkowo, dopuszcza aborcję, staje się społeczeństwem, które swoje dzieci uczy, że nie ma miłości bezwarunkowej: “Jesteś moim kochanym dzieckiem, gdyż miałeś to szczęście, że pojawiłeś się wtedy, kiedy byliśmy już po studiach, mieliśmy pracę itp. Niestety, twój braciszek, czy siostrzyczka tego szczęścia nie mieli”. Nawet jeżeli dzieciom nie przyznajemy się do takiej postawy, nawet jeżeli dzieci nic nie wiedzą o dokonanej przez nas aborcji ich braciszka lub siostrzyczki, one tajemniczo to wyczuwają i wiedzą, że nie są kochane miłością bezwarunkową. I cierpią z tego powodu.
Również zgoda na aborcję eugeniczną jest przekazywanym naszym dzieciom komunikatem, że nie kochamy ich bezwarunkowo. Przykładowo, kobieta czterdziestoletnia spodziewa się dziecka. Wiadomo, że mniej więcej co dwudzieste dziecko matki 40-letniej rodzi się z zespołem Downa. Jeżeli ona poddaje się badaniom prenatalnym z wyraźną intencją, że nie pozwoli urodzić się dziecku z Downem, ale na szczęście dziecko okazało się zdrowe i ona je urodziła i bardzo kocha – to od samego początku jej miłość do tego dziecka jest okaleczona: przecież ona by go nie urodziła, gdyby ono nie było zdrowe. Dlatego nigdy nie zgadzajmy się na zabijanie dziecka, żadnego dziecka. Jeżeli publicznie wypowiadamy słowa, że jedne dzieci są chciane, a drugie nie, to znaczy, że przyczyniamy się do budowania nieludzkiego świata, nawet jeżeli sami tym strasznym grzechem nie jesteśmy obarczeni.
“Ślubuję ci uczciwość małżeńską”. W Liście do rodzin Jana Pawła II znajduje się genialny komentarz na temat dzisiaj tak często używanego zwrotu “bezpieczny seks”: „Propagowany przez cywilizację techniczną <bezpieczny seks> jest właśnie najgruntowniej nie-bezpieczny. W niebezpieczeństwie bowiem znajduje się tutaj każdy człowiek, a z kolei w niebezpieczeństwie znajduje się rodzina. Co jej grozi? Grozi jej utrata prawdy o sobie samej.  A jeżeli prawdy, to i wolności - i konsekwentnie utrata miłości”. Jak bardzo potrafimy zmieniać sens słów! Bezpiecznym seksem potrafimy nazywać ten rodzaj doświadczenia seksualnego, kiedy własnego męża lub własną żonę przemieniamy w przedmiot użycia, odbierając im cześć i osobową godność!
Mówiąc o seksualnym wymiarze życia małżeńskiego, koniecznie poświęćmy parę słów Matce Najświętszej. To co powiem zawdzięczam bezpośredno kardynałowi Wyszyńskiemu, który fascynował się tą prawdą, że Maryja była jednocześnie Matką i Dziewicą, że była dziewiczą Matką. Prymas mówił o tym trzech grupom słuchaczy: siostrom zakonnym, kapłanom i matkom. Do sióstr mówił mniej więcej tak: “Kochane siostry, wpatrujecie się w Maryję Pannę, bo Ona jest Dziewicą w najwyższym tego słowa znaczeniu. Nie wolno wam jednak zapominać, że ta Dziewica jest matką. Wasze dziewictwo, nawet jeżeli najskrupulatniej je zachowacie, będzie niewiele warte, jeżeli nie będzie ono płodne, jeżeli w każdej z was nie będzie czegoś z matki”.
Do matek mówił Kardynał jakby odwrotnie: “Kochane matki, wpatrujecie się w Matkę Pana, matkę nad matkami. Otóż musicie pamiętać o tym, że ta Matka jest dziewicą. Również w dziewictwie musicie jakoś realnie naśladować Maryję. Nie wypełnicie do końca waszego macierzyńskiego powołania, nie zdołacie naprawdę urodzić swoich dzieci do wiary i do życia wiecznego, jeżeli w waszym macierzyństwie zabraknie czegoś dziewiczego”.
Proszę Państwa, nie umiem bardziej konkretnie mówić na temat etyki małżeńskiej, ale wiem z całą pewnością, że o wiele głębiej spełnicie swoje ojcostwo i macierzyństwo, jeżeli w waszych małżeństwach będzie coś dziewiczego. Ufam, że w tym słowie “coś dziewiczego” nikt z was nie słyszy pogardy dla ludzkiej seksualności. Ludzka seksualność, to wielki dar w życiu małżeńskim, dar, który zasługuje na skrupulatną pielęgnację. Niestety, przyszło nam żyć w czasach zbiorowego bezczeszczenia ludzkiej seksualności, kiedy rozpusta, nawet wyuzdana rozpusta uważana jest za normę i nie budzi nawet wstydu. “Ale wy, bracia i siostry, nie bierzcie wzoru z tego świata” (por. Rz 12,2).
“Nie opuszczę cię aż do śmierci”. Ale jeżeli nam się tak ułożyło, że ta moja wiedźma nie chce się przemienić w kochaną wiedźmę, to czy nie lepiej się rozejść niż przez całe życie żyć ze sobą jak pies z kotem? Jeżeli ten mój gałgan jest naprawdę nie do wytrzymania, to czy mamy się tak męczyć aż do końca życia?  Czy to możliwe, żeby Pan Bóg czegoś takiego od nas wymagał?
Otóż warto uwierzyć, że ten świat jest naprawdę Boży. Zaś na tym Bożym świecie nigdy nie jest tak, żebyśmy mieli do wyboru tylko dwa złe wyjścia. Rozwód albo męczyć się ze sobą aż do końca życia – oba te wyjścia są złe. Szukajmy zatem wyjścia trzeciego, wyjścia dobrego, bo ono na pewno istnieje, ten świat przecież jest Bożym światem. Może jednak warto wierzyć w możliwość uzdrowienia naszego chorego małżeństwa, godzić się z tym, co jest nie do naprawienia, zauważyć prawdziwe wymiary tego, na co reaguję może alergicznie, itp.
Chyba za mało się u nas mówi o tym, jak wiele dzieci cierpią z powodu rozwodu swoich rodziców. Podam tylko parę autentycznych przypadków. “Proszę księdza – mówi gimnazjalistka –proszę się jutro szczególnie pomodlić za moich rodziców”.  “A co się stało?” – pytam. “Jutro mają rozprawę rozwodową” – i dziewczyna pękła, łzy ciurkiem lecą. Inny autentyczny przykład: Pięcioletni chłopak całuje ojca po rękach i mówi: “tatusiu, ja już będę grzeczny”. Wymyślił sobie w tej biednej główce, że rodzice rozchodzą się, ponieważ on był niegrzeczny.
Jeszcze inny przykład – ośmioletnia dziewczynka (ojciec porzucił ich, kiedy była jeszcze zupełnie mała). “Mamusiu – mówi do matki – śniło mi się, że mam tatusia”. Nie mówi już nawet, że tatuś jej się śnił, ale śniło mi się, że mam tatusia. Z kolei chłopak dwunastoletni (babka go podsłuchała) stoi przed lustrem i tak mówi sam do siebie: “Gdybym miał tatusia, to bym mówił: tatusiu, tatuleńku, tatuśku, tatku mój kochany”. I tak dalej, i tak dalej.
Kiedyś jeden psycholog napisał, na własne oczy czytałem tę niewiarygodną argumentację: Jeżeli dziecko cierpi z powodu rozwodu rodziców, to jest to, można by rzec, jego wybór. Jeśli wybiera cierpienie, to niech sobie cierpi. W moim odczuciu jest to argumentacja nieludzka i niemal zbrodnicza. Bo czy cierpienie dziecka z powodu rozwodu rodziców to jest naprawdę jego wybór? Nieliczenie się z cierpieniem dziecka tak naprawdę jest to nasz wybór, wybór ludzi dorosłych i nieodpowiedzialnych – którzy kierując się egoizmem, nie dostrzegają, że tworzą nieludzki świat, świat bez serca.
Na zakończenie przypomnę znaną metaforę św. Grzegorza z Nazjanzu. Życie ludzkie – mówił Grzegorz – podobne jest to podróży okrętem. Czasem cała podróż odbywa się wśród burz, a jednak okręt bezpiecznie dopłynie do portu. Czasem znów podróż jest bardzo udana, pogoda znakomita, a jednak okręt zatonie u samego wejścia do portu. Co ma wspólnego ta metafora z naszymi małżeńskimi rekolekcjami? Jeżeli wasze małżeństwo jest pięknie, nieustannie za to Bogu dziękujcie, ale warto pamiętać o tym, że rozpadają się niekiedy nawet małżeństwa z długoletnim stażem. Z kolei tym z was, którzy żyjecie w trudnym małżeństwie, powiem tak: Pan Bóg naprawdę lubi dokonywać cudów, toteż jeżeli tylko będzie wam na tym zależało, bardzo możliwe, że czekają was jeszcze lata wspaniałej pogody.
Starajmy się dziękować Panu Bogu za wszystko dobro, jakim nas obdarza. Nie budujmy naszych programów życiowych tylko na samych sobie. Budujmy na łasce Bożej. Nie bądźmy nigdy pewni siebie. W niepewności jakby lepiej jest dojrzeć człowiekowi  swoją ułomność. Musimy zatem całym sercem pragnąć, żeby wszystko w naszym życiu małżeńskim, rodzinnym, ale i zawodowym – na każdym odcinku naszego działania - było po Bożemu. A wtedy naprawdę wszystko będzie po Bożemu.

Tekst nieautoryzowany, opracowany na podstawie wygłoszonej katechezy.